DLACZEGO WARTO UCZYĆ SIĘ JĘZYKÓW OBCYCH?

Long story short. Założyłam bloga. W międzyczasie moje życie zdążyło się wywrócić do góry nogami. I zaniedbałam bloga. Pozostaje mi tylko przeprosić Czytelników za niezapowiedziane zniknięcie, ale niestety są to raczej przeprosiny z kategorii  ,,pustosłowia", bo w najbliższym czasie nie mogę obiecać poprawy w zakresie regularnego publikowania postów. Niemniej bardzo, naprawdę bardzo dziękuję za cierpliwość, ciepłe słowa, i ogólnie rzecz biorąc za wszystkie wiadomości, które w międzyczasie od Was dostałam i na które na szczęście odpisałam znacznie szybciej niż wzięłam się za publikację tego posta. 

Bloga nie usuwam, ani oficjalnie nie zawieszam, choć obawiam się, że nie uda mi się za często czegoś dla Was napisać. Niemniej cieszę się, że chyba to co najważniejsze w dużej mierze już tutaj opublikowałam i jeszcze raz bardzo dziękuję za wszystkie maile, w których dajecie znać, że niektóre moje rady Wam się przydają. 😀

Dlaczego warto uczyć się języków obcych? 

Od momentu kiedy założyłam bloga, wiedziałam, że będę chciała ten temat poruszyć. W Internecie jest mnóstwo naprawdę ciekawych artykułów na ten temat, ale zawsze czytając je czułam lekki niedosyt. Jasne, że dobre zarobki, bardziej komunikatywne podróże czy możliwość popisania się swoimi umiejętnościami przed rodziną, to dla wielu osób może być wystarczająco dobry powód do wystartowania z nauką języka obcego. Ja jednak nie byłabym sobą, gdybym nie wtrąciła swoich pięciu groszy. Zatem poniżej prezentuję Wam moje 10 powodów do nauki języka wraz z linkami do źródła motywacji/inspiracji.

#1 UNIWERSALNOŚĆ JĘZYKÓW OBCYCH

O tym punkcie piszę trochę z autopsji. Jak być może część z Was wie nie mam wykształcenia lingwistycznego. Jednakże języki obce były dla mnie zawsze bardzo, ale to bardzo ważne, choć oficjalnie miały w moim życiu naukowo-zawodowym status jedynie ,,dodatku". Takie podejście zauważyłam również wśród znajomych. Nieważne czy ktoś z nas kończył prawo, finanse, architekturę czy biotechnologię molekularną (pozdrawiam Krzysia :)), kierunki te zawsze fajnie były dopełniane znajomością języków obcych. Dlaczego? Bo stanowiły porządny atut w szukaniu pracy (czasem nawet wymóg bezwzględny), pomogły dostać się na zagraniczną konferencję, zrozumieć potrzebne materiały naukowe, które nie były dostępne w wersji polskiej a w przypadku mojej znajomej - wręcz dokończyć przewód doktorski. Języki obce mają to do siebie, że można je połączyć w zasadzie z każdą dziedziną i taka mieszanka nigdy nie zaszkodzi, ale za to może (bardzo) pomóc.

#2 JĘZYK JAKO PLAN B

Języka warto się uczyć, bo może się okazać, że ze statusu ,,dodatku" w naszym życiu, może w pewnym momencie odegrać kluczową wręcz rolę. Moja dobra znajoma ukończyła studia prawnicze. W międzyczasie robiła praktyki, pracowała jako protokolantka w sądzie, ale kto zna tę branżę pewnie świetnie wie, że na rynku jest przesyt prawników co niestety przekłada się na warunki pracy i płacy. Coś co moją koleżankę uratowało to znajomość francuskiego (B2) i angielskiego (B2). Gdy po studiach po raz kolejny zorientowała się, że wali głową w mur i nie jest w stanie znaleźć pracy w branży prawniczej na lepszych warunkach niż minimalna krajowa, zaczęła szukać ofert z językami obcymi. Okazało się, że w ciągu miesiąca znalazła pracę za ok. 7600 brutto na UOP w obsłudze klienta. Jedynym wymogiem była znajomość tych języków na poziomie średniozaawansowanym wyższym. 

Dlaczego tak się stało i skąd ta różnica w wynagrodzeniu? Język to konkretna UMIEJĘTNOŚĆ - nie wykuta na chwilę wiedza żeby zdać kolokwium czy inny egzamin, lecz złożona, kompleksowa umiejętność - zdolność czytania, pisania, słuchania, mówienia i znajomość gramatyki w jednym. Pracodawcy doskonale wiedzą, że pewnych procesów można się nauczyć relatywnie szybko po dobrze przeprowadzonym szkoleniu. Niestety nauka języka to długofalowy proces i dojście od zera do mocnego B2 w mowie i piśmie nie będzie trwało miesiąca, lecz co najmniej kilkanaście miesięcy. A pracodawcy nierzadko potrzebują pracownika z konkretnymi kompetencjami ,,na już". 

#3 JĘZYK KSZTAŁTUJE I ROZWIJA OSOBOWOŚĆ

Podobno masz tyle osobowości, ile znasz języków. Poza tym nauka języka to niezły trening osobowości i charakteru. Uczy pokory, cierpliwości, ale także dystansu do siebie. Noi silnej woli oraz dyscypliny - przecież nie zawsze nam się chce... :). 

Moja nauczycielka angielskiego ze szkoły, kiedyś powiedziała, że "nie da się nauczyć mówić po angielsku, bez zrobienia z siebie gapy". Te słowa do tego stopnia mnie zaintrygowały, że w wielu sytuacjach przyznawałam jej w myślach rację. I bardzo dobrze, że tak jest, bo nie ma nic złego w popełnianiu błędów. Pytanie tylko, jak my do tego podejdziemy - albo przełamiemy wstyd, otworzymy się, nabierzemy dystansu i będziemy ćwiczyć, albo się poddamy i będziemy przeżywać porażki i permanentnie się samobiczować. Najgorszą opcją jest oczywiście się poddać i skwitować swoje próby NIEPRAWDZIWYM stwierdzeniem ,,ja po prostu nie mam talentu do nauki języków obcych". Polecam zatem się nie poddawać, bo satysfakcja jak się dojdzie do upragnionego poziomu języka wynagradza wszystko :-).

#4 JĘZYK JAKO ŹRÓDŁO WOLNOŚCI TERYTORIALNEJ

Na arenie międzynarodowej bywa różnie, tak samo jak i w kraju ojczystym. Są wojny, przymusowe przesiedlenia czy względny pokój, ale może się zdarzyć i tak, że człowiek przestanie się czuć swobodnie choćby w swojej własnej ojczyźnie. Znając język(i) dużo łatwiej jest otworzyć się na alternatywę - emigrację dożywotnią bądź przejściową, czyli wypróbowanie choćby na niedługi czas życia w innym kraju, jako próby znalezienia własnego miejsca na ziemi albo po prostu zebrania ciekawych doświadczeń. Znajomość języka to też chyba najważniejszy czynnik, który wpływa na to, że możemy czuć się swobodnie i swojsko w obcym kraju. Nie mówiąc o lepszym rozumieniu kultury i tamtejszych obyczajów.

#5 JĘZYK JAKO ŹRÓDŁO NIEWYMUSZONEJ PEWNOŚCI SIEBIE ORAZ SAMOZAUFANIA

Przez wspomniane ,,robienie z siebie gapci" na etapie nauki języka uczymy się dystansu do siebie i przyjmowania (nie zawsze konstruktywnej, sprawiedliwej, rozwijającej) krytyki. Ale opanowanie języka na pożądanym przez nas poziomie daje nam poczucie sprawczości, pewności siebie, niezależności i samozaufania (nie mylić z samozadufaniem). Zaczynamy powoli zmieniać perspektywę i powoli rozumiemy, że jeśli czegoś nie umiemy, to zawsze możemy się tego nauczyć. Rozumiemy też, że nie zawsze kluczową rolę odgrywa mityczny talent, lecz regularna praca i samodyscyplina. Dociera do nas, że jeśli naprawdę nam na czymś zależy, to możemy to osiągnąć, jeśli odpowiednio się do tego przyłożymy. To cenne lekcje, które można wynieść z procesu nauki języka obcego i tym samym cenna szkoła charakteru. 

#6 JĘZYK OTWIERA UMYSŁ, UCZY TOLERANCJI

Tak jak wyżej. A dlaczego? Bo język kreuje rzeczywistość - mówimy tak jak myślimy albo kłamiemy żeby nie ujawnić tego jakie mamy prawdziwe zamiary i myśli. Moim zdaniem nic tak dobrze nie uczy tolerancji jak właśnie nauka języka obcego i zrozumienie kultury danego kraju, mentalności ludzi i tradycji. Wynika to z faktu, że początkowo język, którego się uczymy jest dla nas dosłownie obcy i nieznany. Z czasem jednak zaczynamy rozumieć coraz więcej, przyzwyczajamy się do niego, obywamy się z nim. Język to część kultury danego kraju czy regionu i mimowolnie zaznajamiamy się z nią. Odwiedzając ten kraj, czujemy się - dzięki znajomości języków - bardziej swojsko i znacznie mniej obco.

#6 - ZNAJOMOŚĆ JĘZYKA OBCEGO NIESAMOWICIE ROZWIJA NASZ MÓZG

Chodzi o korzyści z neurobiologicznego punktu widzenia. Przyznaję bez bicia, że nigdy specjalnie się nad tym nie zastanawiałam, tzn. nie uzależniałam mojej nauki języka od tego ile nowych fałd bądź neurologicznych połączeń mój mózg dzięki temu zyska. Niemniej pójdę na skróty i odeślę do świetnej prelekcji (w j.polskim) Angeliki Talagi pt. ,,Jak znajomość drugiego języka wpływa na Twój mózg" na yt klik

#7 DOSTĘP DO ŹRÓDEŁ WIEDZY, ALE TAKŻE WERYFIKACJA INFORMACJI MEDIALNYCH

Nie jest tajemnicą, że najlepsze wiadomości dotyczące danego kraju są zwykle dostępne w... języku tego kraju 😃 (któż by się domyślił..?! ;)). Nie dotyczy to oczywiście propagandowej telewizji, ale względnie ,,niezależnych" mediów. Oznacza to, że chcąc wiedzieć więcej lub po prostu poznać perspektywę patrzenia na daną kwestię z perspektywy np. krajów sąsiednich, warto jest obejrzeć bądź przeczytać materiały w języku obcym. 

Fajnym przykładem może być mój wyjazd do Pragi kilka ładnych lat temu. Pechowo moja wycieczka była wykupiona z dużym wyprzedzeniem i okazało się, że akurat w tym okresie polskie media ,,trąbiły" o wielkich powodziach w całych Czechach no a Praga to już w ogóle miała być zatopiona w całości. Koleżanka, która zna czeski od razu zaczęła googlować i weryfikować informacje przedstawiane w czeskich mediach. Zadzwoniła nawet do centrum informacji turystycznej by wybadać sytuację. Okazało się, że owszem były silne ulewy w Czechach w tamtym czasie, dzielnice na obrzeżach Pragi faktycznie zostały w małej, ale jednak w części nieco ,,podlane". Nadal był jednak możliwy był swobodny dojazd do centrum i turystyczne zwiedzanie stolicy Czech. Jak widać - obraz zatopionej całej Pragi a lekkie zalanie jednej z dzielnic na obrzeżach to jest spora różnica. A jeśli zdecydujemy się weryfikować polskie wiadomości z zagranicznymi, to okazuje się, że tych ,,kwiatków" może być więcej...

#8 POWODY DLA KTÓRYCH WARTO UCZYĆ SIĘ KONKRETNEGO JĘZYKA

Powody dla których warto się uczyć danego języka obcego mogą być również nawet bardzo konkretne. Zawsze Wam pisałam na blogu, że nauka języków wymaga co prawda cierpliwości i wytrwałości, ale jest taka super i w ogóle łąka i tańczące jednorożce. I żeby nie było - ja to w całości podtrzymuję :), co nie oznacza jednak, że nigdy nie miałam spadku motywacji w trakcie nauki języka obcego. 

Poza samodyscypliną i upartością pomogło mi czasem googlowanie powodów do nauki języka XYZ. Dzięki temu poniekąd ,,oszukiwałam" mózg podsuwając mu na tacy potencjalne korzyści jakie mogę mieć, dzięki temu, że zrezygnuję z np. oglądania serialu na rzecz poświęcenia chwili na naukę danego języka. 

I tak o to poniżej znajdziecie dawkę motywacji do nauki języka (uprzedzam - pierwsze lepsze strony):

Oprócz tego tutaj znajdziecie link dotyczący mojego poprzedniego artykułu, o tym którego języka warto sie uczyć klik

#9 ZMINIMALIZUJESZ RYZYKO ALZHEIMERA I DEMENCJI NA STAROŚĆ

Nauka języka tak jak pisałam wcześniej to niezły trening dla mózgu, pamięci i koncentracji. Ponoć to także niezawodna metoda na opóźnienie choroby Alzheimera, demencji i generalnie wydłużenia sprawnego myślenia mimo dojrzałego wieku ;). Potwierdzili to zarówno Naukowcy z Publicznego Centrum Badań nad Zdrowiem w Luksemburgu, jak i naukowcy z uniwersytetu w Toronto. 

Widzę to częściowo po mojej rodzinie a konkretnie mojej babci. Jasne, wiem, że to żaden dowód i na sprawną pracę mózgu seniora wpływ ma wiele innych czynników a nie jedynie znajomość języków obcych, ale jednak myślę, że te języki swoją cegiełkę też dokładają. Moja babcia ma 87 lat i jest osobą dwujęzyczną - polski + czeski. Czeskiego musiała nauczyć się jako mała dziewczynka a raczej panienka, gdy rodzice postanowili przeprowadzić się do Pragi. Z zerową znajomością języka trafiła do czeskiej szkoły, czeskiej klasy, w której była jedynym obcokrajowcem. No cóż... w dwa lata doszła do etapu, że zaczęła myśleć i śnić po czesku :). Po powrocie do Polski na studia kontynuowała angielski, który w dzisiejszych czasach sklasyfikowano by jako B1+. 

#10 TWÓJ POWÓD

Nieważne co pomyślisz po przeczytaniu tego nagłówka, choć z góry uprzedzam: nie, nie idę na łatwiznę. Po prostu chciałabym żebyś zrozumiał/a, że każdy powód do nauki języka obcego jest dobry, jeśli jest Twój. Skoro czytasz ten post, to być może trafiłeś/aś na niego przypadkiem, być może masz problem z motywacją do nauki bądź po prostu porównujesz swoje powody z tym co napisałam. Z jakiejś jednak przyczyny uczysz się bądź planujesz rozpocząć naukę języków obcych. I to jest właśnie ten motor do działania, który znasz tylko Ty i który pozwoli Ci w tym postanowieniu wytrwać. Każdy ma inny :)

Powodzenia w nauce! 

Millie


NAUKA JĘZYKÓW - CO SZKOŁA ROBI ŹLE? 10 NAJWIĘKSZYCH BŁĘDÓW

Witajcie w nowym 2022 roku! 

Tym razem post o 10 błędach systemu edukacji w odniesieniu do nauczania języków obcych w przeciętnej szkole. Opisuję je na podstawie własnych obserwacji i doświadczeń a także znajomych czy moich uczniów. Ciekawa jestem czy macie podobne doświadczenia czy może całkiem inne zdanie na ten temat :)

This is your year, so make the most out of it :). Bez względu na to czy szkoła stoi Wam na drodze, czy nie 😉.

Mam problem z polską edukacją (a raczej przestarzałym pruskim systemem występującym w wielu krajach europejskich). Postaram się w dzisiejszym poście nie popłynąć ze wszystkim co mi w tej kwestii leży na sercu, ale skupić na top 10 błędach w nauczaniu języków obcych, które naprawdę rzucają się w oczy i wyrabiają w kolejnych pokoleniach złe nawyki i błędne przekonania. 

1. LEKCJE JĘZYKÓW OBCYCH SĄ... PO POLSKU

Nic dodać, nic ująć. Nieważne na jakim poziomie i na jakim etapie edukacji. Nauczyciel wita się, sprawdza obecność, wydaje polecenia, tłumaczy gramatykę i słówka, omawia sprawdzian, żegna się i... robi to po polsku. A szkoda! Bo 45 minut przeprowadzone rzetelnie w języku obcym kilka razy w tygodniu to już naprawdę byłoby coś. 

2. NAUKA LISTY SŁÓWEK

Szczególnie współczuję maturzystom, którzy mają kartkówki czy sprawdziany z tego typu ,,cudów" co tydzień, co dwa tygodnie przykładowo z działów "dom", "społeczeństwo", "zwierzęta", "pieniądze" etc. Dzień wcześniej wkuwają na pamięć krótszą lub dłuższą listę słówek, następnie mają za zadanie przetłumaczyć z polskiego na angielski albo z angielskiego na polski podane przez nauczyciela wyrazy... Tydzień później nie pamiętają tych słówek nic a miesiąc później, że w ogóle się czegoś takiego uczyli. W międzyczasie piszą następne bezsensowne kartkówki z kolejnych działów (z efektem takim jak powyżej) i w konsekwencji przed maturą zamiast popisywać się super znajomością zaawansowanego słownictwa nie pamiętają już nic. Jest stres, frustracja i moje znienawidzone podjeście ,,kurczę staram się, ale ja to jednak nie mam talentu do nauki języków". Kurtyna.

Przy okazji, o tym jak się uczyć słów w języku obcym pisałam tutaj.

3. PRZERABIANIE CAŁEJ GRAMATYKI 

Post o nauce gramatyki planuję i planuję, ale kiedyś się pojawi na pewno. Tym razem opiszę ogólnikowo - złym i nieefektywnym jest przerabianie całego działu gramatycznego na raz. Pamiętam jak dziś, w pewien mniej lub bardziej słoneczny poranek nauczycielka angielskiego przyszła na naszą lekcję (mieliśmy 2 angielskie pod rząd) i oznajmiła, że dziś obie lekcje będą poświęcone conditionalom, czyli okresom warunkowym. I bez ociągania się od razu przeszliśmy do tworzenia notatki w zeszycie dot. informacji ogólnych odnośnie do okresów warunkowych w języku angielskim, a następnie po kolei opisywaliśmy struktury Conditionala 0, 1, 2, 3. + jak i kiedy się ich używa. Dowiedzieliśmy się też, że co prawda jeszcze są warianty mieszane, ale to dopiero w gimbazie albo w liceum. I fajnie, notatki z czystego sentymentu mam do dziś. Tylko teraz mam dla Was zagadkę - ile osób z mojej klasy po tak wprowadzonej gramatyce naprawdę umiało te conditionale dobrze - zarówno w mowie, jak i w piśmie? A kolejna zagadka - kto potrafił zastosować conditional 2 i 3 bez zająknięcia? Zdradzę Wam obie te tajemnice - NIKT. 

Dlaczego? Bo to właśnie wprowadzanie gramatyki w formie całego działu na raz, zamiast ,,kawałek po kawałku" powoduje chaos w głowie ucznia, poczucie ,,braków" w gramatyce i nieumiejętność zastosowania tego w praktyce. Podobnie z wishami, czasami etc. W przypadku języków romańskich problem jest już nawet na samym początku, bo każda osoba (w liczbie pojedynczej i mnogiej) ma inną końcówkę w odmianie czasownika a w bonusie mamy czasowniki należące do 3 koniugacji i jeszcze nieregularne... Do tego dochodzi fakt, że czasowniki te trzeba odmienić przecież przez czasy i tryby. I wprowadzając to wszystko na raz uczeń ma nikłe szanse na przeprocesowanie tej wiedzy i zastosowanie jej płynnie w praktyce - w mowie czy piśmie. Takie mamy realia. 

4. SŁUCHANIE TYLKO NA LEKCJI 

Ten błąd dzieli się na najczęstsze dwa grzechy główne:

  • słuchanie standaryzowanych i przez to uproszczonych słuchanek 
  • brak kładzenia nacisku na umiejętność słuchania w procesie nauki języków obcych, co z kolei przekłada się na to, że uczeń poza lekcjami nic nie robi 

Dlaczego to takie złe? Słuchanie sztucznego, uproszczonego tekstu nie przybliża nas do opanowania języka. Nie rozumiemy ani słowa jak stykamy się z prawdziwym językiem obcym - w filmie czy w rozmowie z nativem. To po prostu marnowanie czasu. 

Z kolei nieegzekwowanie od uczniów ćwiczenia słuchania języka obcego w domu, powoduje, że uczniowie nie robią tego na własną rękę. I ja im się kompletnie nie dziwię! Natomiast warto się zastanowić czy szkoła ma się tylko ,,bawić" w naukę języków obcych, czy naprawdę skutecznie dbać o użyteczne w XXI wieku kompetencje ludzi, którzy w końcu opuszczą jej mury i będą musieli odnaleźć się na polskim (i globalnym) rynku pracy...

O tym jak słuchać, żeby się naprawdę osłuchać pisałam w osobnym poście.

5. BAZOWANIE TYLKO NA STANDARYZOWANYCH KSIĄŻKACH

Podobnie jak w punkcie 4 - czytanie sztucznego, uproszczonego tekstu nie przybliża nas do opanowania języka. Nie umiemy w ten sposób zapamiętać słówek, ani ich użycia we właściwym kontekście. Czytanie zdydaktyzowanych tekstów jest też po prostu nudne i zniechęcające. Tracimy też możliwość poznania slangu i naprawdę użytecznych słów i wyrażeń a zastępujemy je jakimiś bzdurami typu "beardrill". Bear drill pochodzi z jakże pasjonującej czytanki z podręcznika Inside Out i oznacza... czynności, które należy wykonać żeby ustrzec się przed atakiem niedźwiedzia. No faktycznie jest to słówko pierwszej potrzeby, które z pewnością się przyda podczas podróży do Londynu...

6. ZA MAŁO MÓWIENIA / MÓWIENIE W STRESUJĄCEJ ATMOSFERZE

Każdy ma inną psychikę, radzenie sobie z przemawianiem ,,publicznym" czy sklecaniu wypowiedzi w sytuacji, w której jest poddany ocenie (dosłownie!). Po pierwsze - w szkole się nie mówi na lekcjach języka obcego - bo czasu za mało, bo z materiałem trzeba gonić, bo uczniów za dużo. W efekcie nie mówi się praktycznie w ogóle. A jeśli już raz na ruski rok trzeba się odezwać w języku obcym to najczęściej podczas:

  • odpytywania ze słówek (co nie jest ćwiczeniem swobodnej rozmowy!)
  • odpowiedzi ustnej - słówka+grama
  • wypowiedzi dłuższej, którą zestresowany uczeń ma w zasadzie wyrecytować przed nauczycielem i resztą klasy, czyli jednoosobowe show generujące nierzadko drwiny i szyderstwo ze strony rówieśników
  • dialogów między uczniami siedzącymi razem w ławce - czegoś co odbywa się bez feedbacku nauczyciela i bez jego kontroli.
7. NIE ZWRACANIE UWAGI NA WYMOWĘ (!)

W swojej szkolnej ,,karierze" osobiście zetknęłam się z nauczycielami popełniającymi następujące błędy: useless czytane jako juzles, Poland jako poland, tongue jako tondż, world jako łord, word też jako łord i mogłabym tak dalej wymieniać. I nie zrozumcie mnie źle - nie mam pretensji do nauczycieli o to, że popełniają błędy jak każdy normalny człowiek. Ale mam pretensję gdy idą w zaparte albo gdy nie są czegoś pewni i nie chcą danej rzeczy sprawdzić.
Wymowa (nie akcent!) jest BARDZO ważna. To właśnie zła wymowa powoduje, że obcokrajowcy nas nie rozumieją a nie błędne użycie jakieś konstrukcji gramatycznej czy czasu.

8. PODCINANIE SKRZYDEŁ

To, że czasem w szkole łatwiej o depresje niż zdrową motywację - to temat rzeka. Ale w tym punkcie chodzi mi o dzielenie uczniów na ,,dobrych i złych", podcinanie skrzydeł tym, którzy nie są wybitni zamiast dać im szansę. Nierzadko brakuje empatii, cierpliwości i zrozumienia. Miałam to szczęście, że języki kochałam już będąc w szkole i przez to szło mi nieźle, ale nieraz byłam świadkiem kąśliwych uwag rzucanych do tych ,,mniej zdolnych". Oczywiście cała klasa miała potem z takich uczniów bekę a to zostaje z człowiekiem, wpływa na jego samoocenę i paraliż przed działaniem - bo to wiąże się z popełnianiem błędów, a błędy to przecież drwiny i krytyka. Czasem ,,metodą wychowawczą" i metodą mającą zagwarantować spokój i dyscyplinę na lekcji jest też wprowadzanie stresującej atmosfery -  terroru. Sprawy nie ułatwia też brak partnerstwa w relacjach szkolnych, tylko poczucie wyższości nauczyciela mającego swoistą ,,władzę" nad o wiele niższymi w hierarchii uczniami. A wisienką na torcie jest nakaz zwracania się do magistra per Pani(e) Profesor(ze). W takich warunkach nie da się efektywnie przyswajać wiedzy. 

9. OCENY 

I kolejny błąd systemu, czyli oceny, które nie są żadnym, ale to absolutnie żadnym miernikiem czyjejś wiedzy czy umiejętności. I znowu - nie zrozumcie mnie źle. Otrzymanie feedbacku i omówienie błędów jest super! To nas umacnia, rozwija i pozwala po prostu stawać się lepszym w tym co robimy. Ale ocena niedostateczna z pokryklanym na czerwono przez nauczyciela sprawdzianem nie stanowi motywacji do działania. Są badania naukowe dotyczące tego, że uczniowie o wiele lepiej uczą się na błędach jeśli ich prace są sprawdzane zielonym. Niby pierdoła, niby roszczeniowa młodzież a jednak trzeba przyznać, że w taki sposób sprawdzona praca nie wygląda tak totalnie agresywnie. Jeśli jeszcze nauczyciel ma poczucie humoru i narysuje buźkę czy choćby plusem zaznaczy te fragmenty, których jednak uczeń nie skopał (=które miał dobrze), to naprawdę jest się z czego cieszyć. Bo takie głupoty naprawdę umacniają, motywują i pozwalają wierzyć w siebie. A nie wypowiedziane kąśliwym tonem z poczuciem wyższości "Kowalski siadaj, jesteś do niczego, jedynka". 

10. CZASEM NIEKOMPETENTNI NAUCZYCIELE ORAZ NIEZAANGAŻOWANI UCZNIOWIE

Niekompetentni to pół biedy - niekompetentni, znudzeni i niechcący stać się kompetentnymi to jest prawdziwy problem. Przejawia się to nie tylko w uczeniu złej wymowy, czy tworzeniu nowych słów (ananas to po angielsku ananass, tylko pamiętajcie o dwóch "s" na końcu - autentyk!). Przejawia się to bowiem przede wszystkim w tym, że nie zostawiają pola do ,,niepewności". Nie wiedzieć to coś normalnego, tylko w takiej sytuacji zamiast iść w zaparte najlepiej byłoby powiedzieć: "nie wiem, ale sprawdzę i dam Wam odpowiedź na kolejnej lekcji". Taką postawę szanuję bardzo. :)

Kompetentny nauczyciel to też osoba, która rozwija się w dziedzinie, której uczy. Przynajmniej ja to tak postrzegam. Nie chciałabym skorzystać z usług lekarza czy doradcy podatkowego, który od czasu zdobycia uprawnień zawodowych przez ponad dekadę nie aktualizował wiedzy ani w żaden inny sposób się nie rozwijał. W przypadku nauczycieli języków kompetencją jest też wykorzystywanie ciekawych narzędzi np. internetu na lekcji, podcastów czy innych cennych źródeł dostępnych w sieci za darmo. Powiem więcej, brak wykorzystywania narzędzia typu internet w zasadzie do nauki czegokolwiek prowadzić może do bezradności wyuczonej. Jeśli by dać dzieciom wędkę zamiast ryby i pokazać, że w nauce języków 80% można zrobić samodzielnie właśnie poprzez umiejętne wykorzystanie sieci, to zaktywizowałoby to uczniów do samodzielnej pracy. Bo młodzież zobaczyłaby, że:

  • zdania, które napisali ,,na brudno" przed oddaniem nauczycielowi wypracowania można  samemu sprawdzić poprzez wpisanie frazy w cudzysłów w przeglądarce Google,
  • są słowniki online gorsze i słowniki lepsze i warto wiedzieć z których warto korzystać,
  • sprawdzenie wymowy danego słówka może trwać maksymalnie kilka sekund jak się wie gdzie i jak tego szukać,
  • ciekawe materiały są na wyciagnięcie ręki,
  • uczenie się języków poprzez piosenki to naprawdę genialny sposób (konkrety opisałam tutaj),
  • umówienie się z nauczycielem-nativem na lekcję 1:1 może być szybsze i tańsze niż zajęcia grupowe na kursie,
  • instagram może być genialnym narzędziem do nauki języków jak się obserwuje wartościowe konta (podobnie z youtubem).

Żeby nie było, że tylko narzekam na nauczycieli - uczniowie idealni nie są :). Myślę, że problemem może być brak jasnego celu w nauce języków, czy w zasadzie w nauce czegokolwiek. Nikt młodym ludziom nie stara się wyjaśnić po co naprawdę warto uczyć się języków. I nie mam tutaj na myśli wyświechtanego argumentu w stylu "ucz się angielskiego, bo wymagają tego w pracy". Już widzę jak 10-o letnie dziecko z radością będzie codziennie poświęcać czas na języki, bo za 10 lat przyda mu się to w CV. Faktem jest, że młodzież jest przebodźcowana i znudzona wieloma rzeczami. Z drugiej strony czy w takiej sytuacji prawdziwym wyzwaniem dla dobrego nauczyciela (które powinien podjąć) nie powinno być urozmaicenie zajęć i zaciekawienie uczniów? Pokazanie, że nauka języka obcego w dzisiejszych czasach może być łatwa, przyjemna i relatywnie szybka, a przede wszystkim skuteczna? Że ten proces można łatwo wpleść w codzienność choćby poprzez oglądanie seriali na Netflixie? I generalnie, że języki to klucz do zglobalizowanego świata i w ogóle +100 do bycia cool? 

Za powyższe błędy winy nie ponoszą wyłącznie nauczyciele. Winny jest cały system edukacji, który moim zdaniem - w tym kształcie i formie co obecnie, w XXI wieku - bardziej przeszkadza niż pomaga. Najprostszym przykładem jest właśnie nauczanie języków obcych w przeciętnej szkole. Nie czarujmy się język angielski jest w programie nauczania od 1 klasy szkoły podstawowej. Jeszcze więcej godzin jest zwykle w gimnazjum. W liceum tym bardziej. Łącznie: 6 lat podstawówki + 3 lata gimnazjum + 3 lata liceum (nie mówiąc o tym, że niektórzy język obcy mieli już w przedszkolu) = 12 lat nauki języka.  I co przeciętny uczeń potrafi po ponad dekadzie edukacji? Zdać maturę na poziomie B1 ew. rozszerzenie na poziomie B2, nierzadko mając przy tym barierę językową, czyli de facto nie będąc nawet na wspomnianych poziomach. Przy dobrze wyrobionych w uczniach nawykach, efektywnie prowadzonych lekcjach i odpowiednich wymaganiach (i egzekwowaniu) pracy własnej przeciętny uczeń powinien być minimum na mocnym poziomie C1. Nie mówiąc już o tym, że wg wytycznych Rady Europy poziom b2 można osiągnąć po ok. 600h nauki. Krótko mówiąc - jeśli człowiek poświęciłby codziennie ok. 2 godziny na efektywną naukę, to do B2 dobiłby po niecałym roku. A nie 12 latach! 

A na koniec - muszę, bo się uduszę.😃Dwa filmy dot. edukacji (również wpisujące się w tematykę "co szkoła robi źle"). Polecam bardzo:

  • Angelika Talaga - Co szkoła robi z mózgami dziećmi? klik
  • Sir Ken Robinson - Do schools kill creativity? klik

A jakie Wy dostrzegacie błędy w edukacji szkolnej? A może wręcz przeciwnie - jesteście zadowoleni i macie dobre doświadczenia? :)

Trzymam kciuki za Waszą naukę i życzę wszystkiego co najlepsze w 2022r!

MATURA Z POLSKIEGO - Jak się przygotować? Moje rady i przemyślenia

Blog miał być co prawda o nauce języków obcych, ale tym razem będzie o języku... polskim, czyli moim ojczystym, a konkretnie o maturze  - zarówno pisemnej, jak i rozszerzonej. 

Wyjątek robię z dwóch powodów - po pierwsze chciałabym na taki post trafić jak byłam młodsza i sama przygotowywałam się do matury długi czas temu ;). Po drugie uważam, że dbanie o język ojczysty jest ważne również w kontekście nauki języków obcych, choć na pewno nie przeceniałabym roli egzaminu maturalnego w zakresie rozwijania i dbania o język polski - o czym dalej w poście.

Krótko o mojej perspektywie

  • W LO chodziłam na profil lingwistyczny, który de facto był profilem humanistycznym. Od samego początku wiedziałam, że będę zdawać i podstawę i rozszerzenie z polskiego. 
  • Nigdy nie lubiłam czytać lektur (no może w podstawówce jeszcze coś tam przeczytałam) i w liceum poza Makbetem i jakąś nowelą nie przeczytałam żadnej obowiązkowej książki.
  • Uważałam i nadal uważam, że matura (szczególnie z polskiego) to schematyczny i całkowicie niekreatywny egzamin i to do tego bardzo ocenny.
  • Od początku wychodziłam z założenia, że warto zastosować się do zasady work smarter, not harder, co w moim przypadku zaowocowało wynikami z polskiego - na poziomie podstawowym 90% oraz rozszerzonym 92%
  • Nigdy nie umiałam interpunkcji 😉
Moje rady 
  1. NIE musisz czytać lektur
Ba! Może to zbyt śmiałe stwierdzenie, ale czasem mam wrażenie, że nawet czytanie streszczeń szczegółowych mogłoby okazać się zbędne. Biorąc pod uwagę, formę matury i totalnie odtwórczy charakter wypracowania maturalnego w wielu przypadkach z powodzeniem wystarczyłyby przeczytanie samego opracowania... Oczywiście osobiście nie ryzykowałabym ograniczenia się do takiego minimalistycznego planu przygotowań, co nie zmienia faktu, że zdanie matury w taki sposób byłoby możliwe :).
Ale wróćmy do punktu głównego - moim zdaniem zdecydowanie NIE musisz czytać lektur. 

Co dzięki temu zyskasz? 
1. sporo czasu - czytając lekturę, szczególnie tą z kategorii ,,cegłowatych" i tak jej... nie zapamiętasz. A jeśli zapamiętasz, to i tak najprawdopodobniej jej nie zrozumiesz. Oczywiście nie przejmuj się. Lektury w polskiej szkole są specjalnie tak dobrane żeby przeciętny uczeń:
  • się nimi nie zainteresował
  • ich nie zrozumiał bez podanego na tacy opracowania problematyki i wytłumaczenia                poszczególnych staropolskich słów i haseł występujących w tekście
  • się nimi nie zainspirował (pisz pod klucz a nie kreatywnie!)
  • się z nimi nie identyfikował (ludzie w XXI wieku mają inne problemy niż społeczeństwo w ,,Dziadach" Mickiewicza)
  • utracił radość z czytania książek (to dzięki przeładowaniu listy lektur i omawianiu w sposób przypominający trochę taśmę produkcyjną w fabryce...)
Ale jeśli cykasz się tak jak ja wtedy, to sięgnij po streszczenia szczegółowe oraz opracowania a także obejrzyj ekranizacje. Z tymi ostatnimi troszkę bym jednak uważała - niektóre stanowią faktycznie wierne odzwierciedlenie książki (np. ,,Cudzoziemka" z 1986r., czy serial ,,Lalka" z Jerzym Kamasem i Małgorzatą Braunek), natomiast część ekranizacji jest autorską interpretacją reżysera - np. ,,Lawa. Opowieść o ,,Dziadach" Adama Mickiewicza" w reżyserii Tadeusza Konwickiego. Listę filmów i ekranizacji, którą polecam do matury znajdziecie na dole.
 Z opracowań mogę polecić
- klp.pl (i ostatni dzwonek)- zawsze i wszędzie :)
-za ,,moich czasów" tego nie było, ale teraz młodzież ma o wiele łatwiej - kanał ,,Wiedza z wami" na yt https://www.youtube.com/channel/UC2fcTUGpL2dgwmDHtKz__TA 
- serię z GREGA - dostępne na allegro.pl, w antykwariatach. Ja mam akurat całą poniższą serię (tzn. wszystkie części):

       2. Używaj słów kluczowych
Nie oszukujmy się - wypracowanie maturalne jest odtwórcze, "antykreatywne" i generalnie zazwyczaj wpisujące się w narrację BÓG-HONOR-OJCZYZNA-LOS-CIERPIENIE-MIŁOŚĆ-WARTOŚCI-ROLA ARTYSTY. Czasem CKE rzeczywiście zaskoczy jakimś bardziej wyszukanym motywem, ale większość pojawiających się tematów wypracowań raczej jest na jedną modłę... 
Dlatego też do takich reguł gry trzeba się dostosować i pisać tak jak egzaminatorzy maturalni chcą żeby Wasze wypracowania były napisane...   W Waszej pracy nie powinno więc zabraknąć:
  • określeń typowych dla epoki (czy nurtu), z której przywołany utwór się wywodzi - przykładowo są to hasła takie jak: bohater romantyczny, uczucia ponad rozum (w pozytywizmie na odwrót: rozum ponad uczucia) motyw theatrum mundi, motyw vanitas, exegi monumentum, (tak, wiem skaczę niechronologicznie po epokach), poezja tyrtejska, fatum i wina tragiczna etc.
  • ładnych i górnolotnych sformułowań typu: bohater przeżywa kryzys egzystencjalny, utwór traktuje o kryzysie wartości, utwór daje świadectwo czegoś tam itd.
    3. Zadbaj o ,,warsztat pisarski"
Już ustaliliśmy, że nie ma co się silić na kreatywność i wielkie innowacje w wypracowaniu maturalnym. Ale lekkim piórem a przede wszystkim poprawną i logiczną budową zdań powinniśmy się wykazać. Na to rada jest jedna - ćwiczyć, ćwiczyć i czytać swoje gotowe wypracowania z nastawieniem ,,co mogłabym/mógłbym poprawić? Jak jeszcze inaczej mógłbym dane zdanie sformułować?". Polecam też czytanie wspomnianych opracowań, ale także wypracowań napisanych przez Waszych kolegów/koleżanki z klasy. To bardzo pomaga. Warto zapisywać sobie gotowe ,,ładne" zdania w jakimś notesie czy zeszycie m.in. po to by stworzyć gotową bazę do wypracowań :). Poza ,,ładnymi zdaniami" zapisałabym sobie również użyteczne sformułowania-synonimy typu: ,,utwór traktuje o", ,,innym utworem podejmującym podobną (ew. poruszaną) tematykę jest..." itd. 

    4. Interpretacja wierszy - uważaj na pułapki
Przyznaję bez bicia - niestety nie umiem intepretować poezji a już na pewno nie potrafię wstrzelić się w ten najważniejszy kompromis - czyli interpretację wiersza dokonaną przez polonistów i CKE a faktyczne myśli i oryginalne przesłanie autora utworu. 
Na pewno polecam link do tego artykułu : https://aleklasa.pl/gimnazjum/c170-teoria-literatury/c169-wiersz-i-proza-do-egzaminu/analiza-i-interpretacja-wiersza-instrukcja-postepowania 
Polecam też (jeśli macie podobny "problem jak ja) wybrać na maturze prozę a nie temat związany z interpretacją wiersza :).

    5. Interpretacja prozy (fragmentu powieści, eseju, artykułu etc.)
Zwykle (piszę teraz o poziomie podstawowym) fragmentem jest lektura, która maturzystom jest (powinna być?) dobrze znana. Zazwyczaj arkusz skonstruowany jest tak, że koniecznym jest odniesienie się nie tylko do przedstawionej części, ale do całości utworu. Według mnie wybór prozy jest opcją łatwiejszą i bezpieczniejszą :), ale co kto lubi. Ponadto gotową tezę macie już w pytaniu bądź poleceniu.  (Przykładowo: Czy ambicja ułatwia człowiekowi osiągnięcie zamierzonego celu? albo Miasto - przyjazne czy wrogie człowiekowi? - no właśnie... Ułatwia czy nie ułatwia? Miasta są dla Was wrogie czy przyjazne? Wybór tezy (w tym momencie równoznaczny z wyborem waszego stanowiska - czy jesteście na tak czy na nie) zależy od... tego które utwory o takim motywie lepiej znacie i co Wam się będzie lepiej opisywać :)) 

Mając fragment musimy naprawdę dobrze i szczegółowo go przeanalizować i przy okazji dosyć wiernie streścić. Jako wzrokowcowi w tym zadaniu najbardziej pomagało mi pisanie ręcznych adnotacji na marginesie w których zapisywałam skojarzenie, hasło kluczowe to danej malutkiej części utworu, w taki sposób, że po analizie całości fragmentu miałam z boku gotową listę słów-kluczy, motywów oraz skojarzeń, które wystarczyło ubrać w zdania i tą część zadania miałam z głowy :).

    6. Matura rozszerzona
Na maturze rozszerzonej z polskiego podejście miałam podobne :)  z tą różnicą, że tekst wyjściowy był zwykle o wiele bardziej skomplikowany i "przeintelektualizowany". Krótko mówiąc na moim egzaminie dojrzałości moim zdaniem była analiza i interpretacja traktatu filozoficznego Umberto Eco. Jakie miałam sposoby?
  • również robiłam sobie adnotacje na marginesie 
  • starałam się odnaleźć główny i poboczny sens utworu
  • robiąc adnotacje zastanawiałam się przy okazji czy znam jakieś dodatkowe, cenne informacje, które mogłyby ,,ozdobić pracę" (walor) np. w przypadku samego Umberto Eco - że był filozofem, powieściopisarzem, że znany jest dzięki powieści ,,Imię Róży" itd. - kilka dodatkowych zdań robiących dobre wrażenie na egzaminatorze ;)
  • robiąc adnotacje zastanawiałam się i szukałam w myślach jakie utwory czy inne dzieła kultury nawiązują do poszczególnych zdań czy minifragmentów. Utwory, które mają taki sam motyw, które wzmacniają moją argumentację, bądź utwory do których autor nawiązał wprost (zdarzają się takie arkusze) 
W przypadku rozszerzenia dobrze jest poćwiczyć nad swoim stylem pisania. Tutaj wymagania co do lekkości pióra i logicznego przekazu są nieco wyższe niż na podstawie. W odniesieniu do poziomu rozszerzonego tym bardziej polecam stworzyć sobie taką roboczą mini-bazę ładnych sformułowań. Ostatnio trafiłam przypadkowo na artykuł w Gazecie Wyborczej (link: https://wyborcza.pl/Jutronauci/7,165057,27839225,smierc-to-uleczalna-choroba-inwestorzy-juz-wylozyli-110-miliardow.html) o śmierci i moją uwagę zwrócił taki o to fragment: 
,,(...)Jako ludzie nie lubimy, kiedy coś się kończy – zwłaszcza jeśli to nasze życie. Dlatego wytworzyliśmy przeróżne konstrukty, w których upatrywaliśmy dalszego ciągu mogącego stanowić continuum naszej doczesności. Wykształciliśmy różnego rodzaju wieczności – przestrzenie niemające końca, w których, choć pozbawieni ziemskiego biologicznego ciała, jako dusza prowadzilibyśmy wieczny żywot. Snuliśmy opowieści o zaświatach Hadesu z wiecznie zielonym, choć niedostępnym dla wszystkich Elizjum. Stworzyliśmy modele zarówno wiążące sferę transcendentną z koniecznością śmierci biologicznej, jak i takie, które oferowały nieśmiertelność w perspektywie immanentnej i trwającej w czasie. Choć wymagającą od nas chwilowej śmierci, to okraszonej jednak (w religiach monoteistycznych) obietnicą raju wzbogaconą o rezurekcję ciała.
(...)W narracjach wieszczących technozmartwychwstanie nieśmiertelność ma przyjść nie przez wskrzeszenie ciała, ale przez zmianę percepcji śmierci. Prowadzą nas one do postrzegania śmierci jako choroby, ubytku czy braku możliwego do wyleczenia lub uzupełnienia. Nieśmiertelność staje się zatrzymaniem w trwaniu nie tylko tego, co niematerialne (duszy), ale także tego, co materialne (ciała). Śmierć, złagodzona mitycznymi narracjami i wzbogacona o cały wachlarz mistycyzmu przejścia, w wielu kręgach (transhumanizm, Dolina Krzemowa) nabiera dziś kształtu rzeczywistego sięgnięcia po Lemowską antyutopię, w której na szczycie drabiny ewolucji stoi wcale nie człowiek, ale jego ulepszona wersja wolna od praw natury, którym dotąd podlegała.(...)"
Pomijam sam temat artykułu, główne przesłanie etc., ale niesamowicie bogate słownictwo i pod względem językowym - dla mnie bomba ;). Użycie od czasu do czasu w Waszym wypracowaniu któregoś z określeń jest co najmniej mile widziane ;)

    7. Wyćwicz wystarczająco dobre pisanie wstępów
Tak jak pisałam wcześniej - naprawdę uważam, że matura z polskiego (niezależnie od poziomu) naprawdę nie jest trudna m.in. ze względu na oklepane tematy i motywy. W związku z tym ćwicząc pisanie wstępów do kilku tematów, jest ogromna szansa, że większością Waszych genialnych zdań będziecie mogli szafować przy innych tematach i motywach. Moim zdaniem całkiem niezłe wstępy odkryłam ostatnio przeglądając folder z liceum na starym laptopie. Z góry przepraszam moich przyjaciół będących przy okazji anonimowymi autorami poniższych dzieł za publikację :).


Polecenie nr 1: Określ, jaki problem podejmuje Gustaw Herling - Grudziński w podanym tekście. Zajmij stanowisko wobec rozwiązania przyjętego przez autora, odwołując się do tego tekstu oraz do innych tekstów kultury. 

Problematyka zachowania ludzkiego w ciężkich, a wręcz ekstremalnych sytuacjach życiowych stanowiła inspirację dla wielu twórców sztuki. Niektórych inspirowała zmienność postępowania jednostki w zestawieniu normalnych okoliczności z naprawdę trudnymi warunkami, w których liczyło się głównie przeżycie. Wielu autorów literackich miało to nieszczęście, iż ich dzieła nie powstały w wyniku fascynacji taką tematyką, lecz sami przeżyli ,,piekło na ziemi”, czyli między innymi czasy II Wojny Światowej. Ich przemyślenia oraz obserwacje, pochodzące głównie z życia obozowego znalazły swe odzwierciedlenie w sztuce, aby udokumentować cierpienia ludzi oraz diametralne zmiany wyznawanych przez nich wartości w ciągu owych 6 lat. Każdy z twórców literackich miał odmienne spojrzenie na funkcjonowanie człowieczeństwa oraz wszelkich zasad moralnych w trudnych sytuacjach życiowych – część uważała, iż w ekstremalnych okolicznościach zanikają, a część wierzyła, że zawsze znajdą się jednostki, których postępowanie będzie godne i szlachetne. Dlatego też podany fragment stanowi polemikę Gustawa Herlinga – Grudzińskiego z Tadeuszem Borowskim na temat istnienia systemu wartości.

Polecenie nr 2: Określ, jaki problem podejmuje Witold Gombrowicz we fragmencie ,,Dzienniki”. Zajmij stanowisko wobec rozwiązania przyjętego przez autora, odwołując się do fragmentów ,,Dzienników” oraz do innych tekstów kultury. 

Literatura na przełomie dziejów, w obliczu danej sytuacji politycznej i społecznej, przyjmowała różne formy oraz stawała się nośnikiem najrozmaitszych idei ludzkich.  W antyku oraz renesansie – utwory miały przede wszystkim pobudzać do refleksji i rozmyślań a także wywołać u widza/czytelnika zachwyt wobec doskonałości dzieła i użytych środków literackich. Z kolei w średniowieczu i baroku wobec ogólnego przekonania o marności i ulotności ludzkiego losu główny nacisk kładziony był na moralizatorską funkcję literatury – kształtowanie właściwego systemu wartości, a także posłuszeństwo Bogu. Oświecenie, jako epoka postępu wychwalała wynalazki, ale także uczyła poprzez zabawę. Romantyzm oraz  Młoda Polska ,,skupiały się” przede wszystkim na walce narodowo – wyzwoleńczej oraz uzyskaniu przez Polskę niepodległości. Z kolei pozytywizm zakładał odbudowę państwa poprzez naukę i sumienną pracę narodu. W minionym czasie zostały stworzone wartościowe, a wręcz uniwersalne dzieła, które nie tylko wzbudzały szczery podziw, ale także swym przesłaniem zmieniały społeczeństwo. Dlatego też Witold Gombrowicz mając świadomość bogactwa oraz doskonałości tychże epok, nie potrafił zaakceptować rzeczywistości literackiej, którą wyraźnie krytykował. Przesłaniem fragmentu ,,Dziennika 1953-1956” jest fakt, iż literatura polska przeżywa kryzys.


8. Dzieła sztuk i teksty kultury to nie tylko książki :) - czyli lista filmów ;)

POZIOM PODSTAWOWY - czyli ekranizacje lektur :)
  • „Wesele” (1972)
  • „Pan Tadeusz” (1999)
  • „Potop” (1974)
  • „Chłopi” (1973)
  • serial ,,Lalka" (1978r.) - godny substytut lektury
  • ,,Dżuma" (1992)
  • ,,Cudzoziemka" (1986)
  • ,,Nad Niemnem" (1986)
  • *,,Lawa. Opowieść o Dziadach Mickiewicza" (1989) - z gwiazdką, bo film stanowi autorską interpretację Tadeusza Konwickiego ( polecam: https://pl.wikipedia.org/wiki/Lawa_(film) + ciekawy materiał na maturę rozszerzoną np. jako porównanie oryginalnych ,,Dziadów" z ekranizacją :))
  • ,,Makbet" - nie oglądałam, ale ponoć dobra ekranizacja z 2015 r. 
  • ,,Zbrodnia i kara" - nie oglądałam (znajomi sobie chwalili)
  • ,,Ferdydurke" (1992)
  • ,,Tango" - cały spektakl polecam (nie wiem z którego roku) - https://www.youtube.com/watch?v=M_OrXswb-f0
POZIOM ROZSZERZONY
  • „Proces” (1962, 1993)
  • ,,Hamlet" - nie oglądałam
  • ,,Moralność Pani Dulskiej" - ja akurat oglądałam ,,współcześniejszą" wersję z 2013r. z Magdaleną Cielecką
  • ,,Mistrz i Małgorzata" - serial z 1988 - kręcony ,,na budżecie", ale za to z doskonałą obsadą - A. Dymna i G. Holoubek (momentami się dłuży, ale warto przecierpieć dla scen z Wolandem :))
  • ,,Imię Róży" (1986)
  • ,,Popiół i diament" z 1958 r. - trudny film, na podstawie powieści Andrzejewskiego, ale warto
  • FILMY WOJENNE: ,,Lista Schindlera" - film Spilberga, ,,Życie jest piękne" (1997), ,,Pianista" (2002)

Na koniec chciałabym dodać kilka słów od siebie - tak gwoli wyjaśnienia. Nie jestem dumna z tego, że nasz przestarzały, bezsensowny i totalnie skostniały system edukacji pozwala osiągać niezłe wyniki bez rzetelnej wiedzy i umiejętności. Wbrew pozorom nie sprawia mi również satysfakcji fakt, że bez czytania lektur i w sumie ,,pójścia na łatwiznę" mam - jak na moje ambicje - bardzo dobre wyniki z matur. Nie krytykuję też osób, które dzielnie czytają lektury, wszak jest to niewątpliwie rozwijające i pod wieloma względami osoby te mogą sporo zyskać. Dlatego też powyższy post to moja historia, moje przemyślenia i moje rady dla Was, które zebrałam patrząc na maturę z dystansem i całkowicie subiektywnie. 

A językowym akcentem kończąc, dodam tylko tyle: dbajcie o język ojczysty. Dopiero dobra znajomość polskiego pozwoli Wam rozwinąć się w językach obcych - tzn, jeśli nie jesteśmy w stanie sklecić zdania bądź napisać względnie poprawnej rozprawki w języku ojczystym, to jak mamy to zrobić na porządnym poziomie po angielsku, niemiecku, francusku etc.? 😉

Trzymam kciuki za wszystkich maturzystów (bez wyjątku!). POWODZENIA! 

Pierwsza lekcja z native'm - praktyczny przewodnik

Dzisiejszy post nie będzie związany z tym - czy lepszy jest polski nauczyciel czy native do regularnych zajęć z języka obcego. Tytułowy przewodnik kieruję do osób, które z jakichś powodów na taki wariant nauki języka się zdecydowały albo intensywnie nad tym myślą. 



KIEDY ZDECYDOWAĆ SIĘ NA LEKCJE Z NATIVE'M?

Najlepiej jak najwcześniej, ale też bez przesady. Wydaje mi się, że najbardziej skorzystają na tym osoby na poziomie B1 w zwyż, ale i tu nie ma reguły. Ja na lekcje z francuskiego (z native'm) zdecydowałam się już na poziomie początkującym (mój nauczyciel zna francuski i angielski) i uważam, że była to dobra decyzja. Tak naprawdę według mnie każdy poziom jest dobry, jeśli wiemy czego chcemy i jak nasze oczekiwania spełnić. 

JAK WYKORZYSTAĆ LEKCJE Z NATIVE'M, CZYLI JAK PRZYGOTOWAĆ SIĘ DO ZAJĘĆ I NA CO ZWRÓCIĆ UWAGĘ?

Zanim przejdę do konkretów - jedna istotna uwaga: nauka języka ZAWSZE leży po Twojej stronie i zależy w 100% od Ciebie. Kurs, nauczyciel, zajęcia z native'm, materiały autentyczne czy standaryzowane to tylko NARZĘDZIA, które mają Ci pomóc. Żaden nauczyciel nie nauczy się języka za Ciebie i naprawdę warto być sobie sterem i okrętem i w przemyślany sposób podejść do nauki tak naprawdę czegokolwiek.

Zastanów się, jak chcesz żeby Twoje zajęcia wyglądały i jak połączyć je z Twoim systemem nauki. Pamiętaj, że nauka języka to tak naprawdę praca nad 5 kompetencjami: mówienie, pisanie, czytanie, słuchanie i gramatyka. Wiesz już na pewno, że czytanie i słuchanie to TWOJA PRACA WŁASNA. Gramatyka - mądrze zaplanowana - 50% na zajęciach i 50% pracy w domu (mogą być też inne proporcje nawet - 100% pracy własnej wszystko zależy od Ciebie) 

Wiesz już zatem, że wszystko zależy od Ciebie, dlatego lekcje powinny stanowić sprawdzenie=weryfikację Twoich samodzielnych wysiłków (=Twojej pracy własnej). Pisz wypracowania, maile do klienta, opowiadania, dialogi i w ramach lekcji poproś nauczyciela o sprawdzenie. Ja w przypadku francuskiego proszę też o to by nauczyciel pozwolił mi ten mój tekst przeczytać na głos i poprawiał na bieżąco moją wymowę.

Zasada numer dwa brzmi również tak, że na lekcje powinno się przychodzić ,,z czymś" - czyli opracowanym przez nas tematem. Ja uprzedzałam mojego nauczyciela od samego początku, że wiem, że jestem dziwna, ale chciałabym mu opowiedzieć o 

- np. filmiku, który obejrzałam w języku obcym na temat wakacji/pandemii/rozmowy kwalifikacyjnej/ulubionych kolorów/ studiów etc. 

- np. o opowiadaniu, którym czytałam bądź artykule 

- np. o jakimś ogólnym temacie, który mnie interesuje 

- czy choćby o moim psie (cokolwiek) 

i pytałam nauczyciele czy w związku z tym moglibyśmy w tym kierunku pójść na zajęciach. Krótko mówiąc - wspomniany filmik, opowiadanie czy wypracowanie napisane przeze mnie na wybrany temat stanowi punkt wyjścia do dalszej rozmowy bądź dyskusji.


👉POZIOM POCZĄTKUJĄCY

Na tym poziomie dobrze byłoby zadbać o znalezienie native'a, który zna język, którym i Ty się posługujesz - nie musi być to koniecznie język polski, bo być może znasz dobrze angielski albo jakiś inny, w którym możliwe będzie uzyskanie wytłumaczenia czegoś, czego nie zrozumiesz. 

I co dalej?

Przykładowo: w domu wybierałam sobie jakiś filmik na yt dot. np. urlopu spędzanego na plaży. Sprawdzałam sobie słówka z tym związane: urlop, plaża, morze, słońce, piasek, turyści, opalać się. wyspa, relaksować się. lato, kurort, hotel, pływać, nurkować, drinki itd.. Następnie ten filmik oglądałam tyle razy aż coś zrozumiałam, wypisywałam sobie zwroty, słowa, które w nim występowały. Potem układałam wypowiedź na ten temat (sprawdzałam gramatykę,  słówka etc.) i uczyłam się tego, co udało mi się ułożyć - niekoniecznie na pamięć, ale czytałam to na głos po kilka razy i oswajałam się z tym. Następnie układałam też zdania dot. mojej opinii na ten temat i kilka pytań do mojego nauczyciela. Przykładowo: Uważam, że leżenie na plaży jest relaksujące, ale wolę aktywną formę spędzania czasu. Albo: Moim zdaniem opalanie się prowadzi do poważnych chorób i nie jest zdrowe. Bądź: według mnie spędzanie swojego urlopu na plaży jest najlepszą formą odpoczynku itd. 

Prosiłam native'a również o korektę mojej wypowiedzi - poprawianie wymowy, błędów itd. Na koniec zadawałam też pytania mojemu nauczycielowi - a jak Ty lubisz spędzać urlop? Gdzie lubisz jeździć? Co lubisz robić? (wbrew pozorom umiejętność zadawania pytań jest kluczowa a bardzo często pomijana w nauce). 

Następnie na zajęciach sprawdzaliśmy moje wypracowanie i nauczyciel odpowiadał na moje pytania. I wbrew pozorom lekcja bardzo szybko mijała :).

A ja wiedziałam, że po lekcji mam za zadanie przeanalizować sobie wszystko i nauczyć się teraz skorygowanej wypowiedzi prawie, że na pamięć,  ponieważ sprawdzone zdania wiedziałam już, że zostały poprawione i w związku z tym są poprawne a ja zyskałam umiejętność wypowiadania się na temat urlopu. ;).

Zamiast filmiku, zdarzało się również układanie dialogów na różne tematy i potem weryfikowanie ich przez nauczyciela. 

Jak widać - mimo poziomu początkującego lekcje są od samego początku przede wszystkim aktywne a nie bierne w postaci wpisywania luk czy zaznaczania abc. 

👉 POZIOM ŚREDNIOZAAWANSOWANY I ZAAWANSOWANY

Omówię to razem, bo wbrew pozorom mają wiele wspólnego. 

To już są poziomy, na których umie się naprawdę dużo (prawdziwy poziom C1 to przecież poziom biegłości językowej) i w związku z tym powinniśmy wymagać od siebie ciut więcej. To idealny etap na poszerzanie słownictwa, na zauważanie i wyjaśnianie niuansów, na budowanie bardzo złożonych wypowiedzi, na naprawdę płynne i swobodne mówienie i naukę idiomów.

Część działań z poziomu początkującego można i tutaj swobodnie wykorzystać, ale już starając się wszystko mówić, pisać i przygotowywać w sposób bardziej wyrafinowany i skomplikowany.

Mała rada: notuj wyrażenia czy sowa, które zostały użyte przez native'a albo idiomy. Ponadto postaraj się po lekcji przeanalizować swoje wypowiedzi (te, które zapamiętasz) i zastanów się jakimi synonimami możesz zastąpić używane przez Ciebie słowa. Może nadużywasz słówka good? Zatem zamiast mówić, że pogoda jest good, i Twój angielski jest good i że ktoś wygląda good i że jedzenie jest good, możesz postarać się zacząć używać bardziej wyrafinowanych synonimów, zamieniać zwykłe czasowniki na Phrasal Verbs itd. 

Reszta działania analogicznie jak do poziomu podstawowego, tylko w bardziej zaawansowany sposób :)

MAM MĘTLIK W GŁOWIE, JUŻ NIE WIEM JAKIE MAM OCZEKIWANIA OD NAUCZYCIELA I NA CO ZWRÓCIĆ UWAGĘ ORAZ O CO GO POPROSIĆ.

1) KONIECZNIE POPROŚ NAUCZYCIELA ŻEBY POPRAWIAŁ TWOJE BŁĘDY. Tych poprawek nie traktuj ambicjonalnie ani personalnie - po prostu bez weryfikacji i poprawiania Twoich błędów takie lekcje nie mają zbyt wielkiego sensu. Zakomunikuj nauczycielowi, że serio nie masz nic przeciwko temu, że będzie Cię poprawiał, że nie zrazi Cię to do dalszej nauki, tylko że będziesz mu naprawdę wdzięczny za taki feedback i że dzięki temu pomoże Ci zrobić postępy w nauce. To bardzo ważny punkt! Wiele nauczycieli (szczególnie Brytyjczyków, którzy są z reguły kulturalni) może uważać, że poprawianie uczniów może być uznane za niegrzeczne i niekulturalne. Ale mówiąc im, że chcecie być poprawiani dajecie im zielone światło do tego by Was korygować. 

2) PISZ PRACE PISEMNE - albo sam sobie wymyślisz temat albo poproś nauczyciela żeby Ci podał.

3) ZASADA, ŻE NA LKECJE PRZYCHODZISZ ,,Z CZYMŚ" - przygotowaną wypowiedzią ustną albo słownictwem na dany temat o którym chcesz rozmawiać

4) POPROŚ ŻEBY LEKCJE NIE PRZEBIEGAŁY TYLKO I WYŁĄCZNIE Z KSIĄŻEK (i w związku z tym Ty też do lekcji będziesz musiał się przygotować - i bardzo dobrze, bo tak ma być)

5) NA PIERWSZĄ LEKCJĘ PRZYGOTUJ SIĘ:

- ustal dokładnie czego od nauczyciela oczekujesz? Albo zapytaj nauczyciela jak on widzi współpracę z Tobą? Nad czym uważa, że musisz popracować?

- możesz poprosić nauczyciela o pomoc w gramatyce, ale jeśli zdecydujesz się na taką opcję, to poproś żeby lekcje nie skupiały się w 100% na robieniu gramatyki i żęby wprowadzane zagadnienia działy się stopniowo, tak żebyś Ty mógł poćwiczyć je w domu i w pracy pisemnej! Oznacza to mniej więcej tyle, że prosisz native'a żeby nie wprowadzał Ci od razu całej strony biernej tylko np. na razie w czasie teraźniejszym i starasz się używać jej w mowie i w piśmie. Na następnych zajęciach dokładacie stronę bierną w czasie przeszłym i znowu ćwiczycie i potem kolejny kawałek i kolejny. Podobnie z Conditionalami - z nimi łatwiej ćwiczyć to w formie prac pisemnych (przykładowy temat wypracowania: 2nd Conditional - co bym zrobiła gdybym wygrała w totka 10 mln złotych, albo 3rd conditional: Co bym zrobiła wtedy w przeszłości gdybym nie dostała się na te studia, na które chcialam iść itd.)

- naucz się opowiadać o sobie w języku obcym! Bo na pewno padnie pytanie: jak się nazywasz, jak się czujesz, skąd pochodzisz, ile masz lat, czym się zajmujesz zawodowo, ile lat się uczysz języka, jak się uczysz języka (!), jakie masz hobby, czego nie lubisz, jaki jest twój kraj (opowiedz coś o swojej ojczyźnie), ulubiona muzyka/potrawa/film, po co się uczysz języka, czy znasz jakiś język, ile godzin tygodniowo chcesz mieć zajęcia, czy chcesz zdawać jakiś certyfikat etc.

- możesz powiedzieć, że sorki, ale trochę jesteś zestresowany/a, bo nigdy nie miałeś zajęć z native'm, że masz np. barierę językową i prosisz o troszkę cierpliwości itd. To też dobre sygnały dla nauczyciela wbrew pozorom ;)

- możesz też poprosić nauczyciela, czy mógłby notować nowe wyrażenia czy słownictwo, bo np. nie wiesz jak coś zapisać albo jest to dla Ciebie na tyle dużo nowości na raz, że nie dasz rady jeszcze z zapisywaniem (być może zabrzmi to absurdalnie, ale taka lekcja może być męcząca: lekki stres+maksymalna koncentracja+ myślenie i mówienie w języku obcym+rozumienie ze słuchu itd. - dużo tego :))

6) PRZYGOTUJ SOBIE ,,RATUNKOWE" PYTANIA / WYRAŻENIA W JĘZYKU W KTÓRYM BĘDZIECIE MIEĆ LEKCJE

- Czy mógłbyś proszę powtórzyć?

- Nie rozumiem, czy mógłbyś mi wytłumaczyć co masz na myśli?

- Jak się mówi po angielsku [wstawiacie opis tego o co pytacie]?

- Czy dobrze Cię zrozumiałem/am, czy chodziło Ci o [wstaw to co Ty zrozumiałeś]?

- Czy mógłbyś mówić troszkę wolniej?


WSZYSTKO WIEM, ALE BOJĘ SIĘ I CZUJĘ, ŻE NIE JESTEM GOTOWY/A NA SKOK NA AŻ TAK GŁĘBOKĄ WODĘ

Do psychologii każdy z nas ma inne podejście - jedni potrzebują mentalnego wsparcia żeby się odważyć a drudzy będą to postrzegać jako kłamliwy, coachingowy bełkot i wiedzieć ,,lepiej".

Cóż.. napiszę tylko ogólnie, że nauka języka to nierzadko walka z własnymi wewnętrznymi demonami. I nie, nie przesadzam... Żeby nauczyć się swobodnie mówić w języku obcym trzeba się liczyć z tym, że zrobimy z siebie taką trochę gapcię albo wręcz klauna. I o ile po wielu osobach ta świadomość kompletnie spływa i nic nie zmienia i będą próbować osiągnąć swój cel tak czy siak (i extra! Bardzo dobra postawa! 😀), to z kolei wiele uczących się będzie się czuć tak jakby byli sparaliżowani. 

Wchodzą tu takie najczęściej takie czynniki jak:

- lęk przed oceną, 

-lęk ,,że coś pójdzie nie tak, nie dogadam się", 

- lęk, że ktoś mnie wyśmieje, pomyśli, że jestem za głupi, 

- lęk, że już teraz się na pewno wyda, że nie mam talentu do nauki języków i dobitnie przekonam się o tym słysząc to z ust nauczyciela

- lęk, że nic nie powiem

- lęk, że nic nie umiem, że umiem mniej niż mi się wydaje

- stres przed lekcją a nawet wizją takiej lekcji

- perfekcjonizm (jeszcze nie jestem gotowy, więc pójdę na lekcje jak już się nauczę perfekcyjnie języka. UWAGA! TAK TO NIE DZIAŁA, BO TO BŁĘDNE KOŁO)

- brakuje mi pewności siebie 

- boję się, że pójdzie mi nawet dobrze na pierwszej lekcji, ale potem okaże się, że tak naprawdę okłamałam nauczyciela, bo umiem mniej niż w rzeczywistości (syndrom oszusta).

Te powyższe to chyba najczęstsze przyczyny paraliżujące nas i które nierzadko paraliżowały mnie jako nauczycielkę osób, które z czymś takim się zmagają. 

Powiem tak - ja też po części tak miałam (kilka/kilkanaście lat temu), ale udało mi się pewne złe przekonania przepracować i żyję mi się o wiele lepiej. Niemniej, czuję się w obowiązku do tych lęków odnieść i przedstawić Wam na nie moje lekarstwa. 

Po pierwsze - wszystkie powyższe napisane przeze mnie czynniki, to Wasze PRZEKONANIA albo EMOCJE na WASZ temat. To nie są fakty - to nie jest stan faktyczny coś co istnieje, tylko subiektywne postrzeganie waszej osoby przez Was samych. Krótko mówiąc mogę trafić na ucznia, który według mnie po angielsku będzie wymiatał a on sam przez zaniżoną samoocenę będzie się postrzegał za osobę, której tu brakuje i tam brakuje, tego nie umie, tu się musi douczyć i generalnie to jest beznadziejny. Ponadto i moja opinia i czyjaś opinia na swój temat to - opinie - subiektywne postrzeganie czegoś a nie stwierdzenie faktu. Pamiętajcie o tym!

Po drugie - rozprawmy się po kolei z tymi przekonaniami. 

👉,,Lęk przed oceną" albo ,,Lęk, że ktoś mnie wyśmieje, pomyśli, że jestem za głupi" - to najprawdopodobniej wynika z systemu szkolnego, do którego zostaliśmy wciągnięci w wieku 7 lat (niektórzy już 6 lat) i ,,dzięki któremu" połowa uczniów postrzega siebie przez pryzmat ocen jakie dostawało na kartkówkach i innych pierdołach. Albo, np. jakiś nauczyciel powiedział nam, że jesteśmy głupi i nic nie osiągniemy. Albo nie byliśmy szczególnie uzdolnieni z wf-u i cała klasa śmiała się z nas jak nie umiemy zrobić gwiazdy, odbić piłki na meczu siatkówki czy biegać sprintem przez 45min wokół boiska. Do tego dochodzi postrzeganie się uczniów szkolnych na wzajem przez pryzmat ocen (Kasia jest spoko, bo ma same 5tki, to ona jest mądra, to siądę obok niej w ławce. A Maciek? Maciek jest głupi, nawet delty nie umie policzyć i takie pierdoły gada.. Nie, z Maćkiem lepiej się nie zadawać). Dodajmy do tego jeszcze klasową rywalizację, pupilków nauczycieli i chęć zyskania akceptacji innych a może i konkretne sytuacje, w których w naszej ocenie się ,,skompromitowaliśmy publicznie"... Cała ta mieszanka wybuchowa powoduje, że fundamenty lęku przed oceną mamy wybitnie solidne i zakorzenione głęboko w nas. Nie dajcie się! Życie to nie szkoła i jasne, że będziemy oceniani - przez nauczyciela języków obcych, sąsiadów, rodzinę, szefa, znajomych, ale to ich oceny na Wasz temat. Poczucie własnej wartości zależy tylko i wyłącznie od Was!

👉 ,,Lęk, że coś pójdzie nie tak, nie dogadam się" - po pierwsze, ale co pójdzie nie tak? Połączenie internetowe się zerwie? Nauczyciel krzywo na Was spojrzy? Albo faktycznie się nie dogadacie i.. co w związku z tym? 😉 Jak będą problemy techniczne - przeprosicie, napiszecie wiadomość, że sorki, ale coś nie działa albo zrestartujecie modem i wrócicie na lekcje 3 minuty później :). Jeśli nauczyciel krzywo na Was spojrzy i ogólnie nie ,,kliknie" Wam, to sobie nauczyciela możecie zmienić :). Podobnie z lękiem, że nauczyciel Was wyśmieje albo Was obrazi - pomijam, że na 99% tak się nie stanie, chyba że traficie na psychopatę. Ale to wtedy będzie świadczyć tylko i wyłącznie o nim. Z kolei jeśli się nie dogadacie (czegoś nie zrozumiecie) - to zawsze możecie poprosić o powtórzenie albo o to by nauczyciel zadał Wam pytanie za pomocą innych słów. Zawsze też możecie poprosić o sekundę cierpliwości i po prostu sprawdzić coś w słowniku.

👉,,Lęk, że już teraz się na pewno wyda, że nie mam talentu do nauki języków i dobitnie przekonam się o tym słysząc to z ust nauczyciela" połączone często z ,,boję się, że pójdzie mi nawet dobrze na pierwszej lekcji, ale potem okaże się, że tak naprawdę okłamałem/am nauczyciela, bo umiem mniej niż w rzeczywistości (syndrom oszusta)". Na wstępie zaznaczam - NIE MA czegoś takiego jak talent do nauki języków obcych. Chociaż... Skoro nauczyłeś się swojego języka ojczystego, to gratuluję Ci! Oznacza to, że masz bez wątpienia talent do nauki języków obcych! I teraz zastanów się na spokojnie. Najprawdopodobniej urodziłeś/aś się w Polsce, od pierwszych chwil Twojego życia wszyscy mówili do Ciebie po polsku - Twoja rodzina, rówieśnicy, panie przedszkolanki, panie w sklepie, nauczyciele itd. Oni wszyscy też Cię poprawiali. Jak nie podpadłeś rodzicom, to mogłeś oglądać wieczorynki i generalnie różne programy TV po polsku a może słuchałeś audycji radiowych po polsku. W ramach zadań domowych pisałeś wypracowania bądź czytałeś nudne lektury po polsku (a może i po staropolsku). Całe Twoje kilkunastoletnie/kilkudziesięcioletnie życie kręciło się wokół polskiego. I nagle chcesz się nauczyć języka obcego i w kilka miesięcy dojść w nim do poziomu języka ojczystego?! Tak się po prostu nie da. Nauka języka to proces, każdy kiedyś zaczynał i w związku z tym potrzeba dużo cierpliwości i dystansu do siebie. Amen. I tak umiemy więcej, niż podejrzewamy. Wiele jesteśmy w stanie zrozumieć z kontekstu, mimiki, ,,słów międzynarodowych", słów podobnych do polskiego, skojarzeń itd. 

👉perfekcjonizm, czyli jeszcze nie jestem gotowy, więc pójdę na lekcje jak już się nauczę perfekcyjnie języka. Napisałam, że to błędne koło, bo żeby się nauczyć trzeba być nieperfekcyjnym i popełniać błędy żeby... i tak perfekcyjnym nie być. Taka prawda. Ale domyślam się, że nawet zatwardziali perfekcjoniści, którzy perfekcjonizm utożsamiają z szybkim, biegłym, elokwentnym posługiwaniem się językiem obcym, dopuszczając przy tym nawet jakąś dawkę malutkich błędów. Ale nawet tak pojmowany perfekcyjny poziom języka nie bierze się z powietrza, tylko jest efektem kilku lat (miesięcy na pewno!) popełniania błędów i wyciągania z nich wniosków. Nie da się nauczyć mówienia w języku obcym bez mówienia. Koniec kropka. Nie da się. Co więcej, mówić powinno się zacząć od samego początku, bo w przeciwnym razie nabawimy się perfekcyjnej bariery językowej a walka z tym jest o wiele trudniejsza i zniechęcająca niż przełamanie się na samym początku. Poza tym, to trochę jak z kursem prawa jazdy. Wiele osób chciałoby iść na kurs prawa jazdy potrafiąc już jeździć samochodem... Tylko w takiej sytuacji powstaje pytanie: po co w ogóle iść na kurs? 😏Pomijam kwestie legalne i formalne ;). 

👉Brakuje mi pewności siebie. Nie jestem psychologiem ani terapeutką, więc radami ani mądrymi cytatami Was nie zasypię. Ale jedno mogę stwierdzić, że pewność siebie (w tym także pewność językową) można sobie wypracować i że nabywa się taką cechę z czasem. Myślę też, że wspomniana pewność siebie jest związana z poczuciem własnej wartości. Jednocześnie  stwierdzam, że warto tutaj zastosować w praktyce (w słowie i w czynach) zasadę FAKE IT, TILL YOU MAKE IT :). 

👉stres przed lekcją (a czasem nawet samą wizją lekcji). Mam nadzieję, że na tym etapie już zdałeś sobie sprawę, że pewne lęki są tylko w naszej głowie i tam musimy z nimi ,,walczyć". Wizja samej lekcji nie powinna jawić się nam niczym stanie nad przepaścią, w którą zaraz mamy wskoczyć. To po prostu siedzenie o określonej godzinie w znanym nam otoczeniu (np. w naszym pokoju) przed komputerem i wideorozmowa z drugim człowiekiem (piszę o lekcji online). I tylko tyle. Z kolei stres przed samą lekcją jest czymś naturalnym, bo jest to dla nas jakby nie patrzeć nowa sytuacja, więc musimy ten pierwszy raz przeżyć żeby na własnej skórze, tak empirycznie przekonać się, że nie umrzemy od tego, nie taki diabeł straszny jak go malują i że w zasadzie może nam się to bardzo spodobać. Stres przed pierwszą lekcją można zminimalizować również poprzez odpowiednie przygotowanie się do lekcji o czym jest cały ten post. 

Na koniec tylko jedno - pamiętaj, że to Ty płacisz (i jakkolwiek roszczeniowo to brzmi), Ty wymagasz (oczywiście w granicach rozsądku). W związku z tym nie traktuj lekcji jako ambicjonalnych tortur, tylko jako pokonywanie własnych słabości i dobrą inwestycję w siebie, bo... przecież ucząc się do lekcji i idąc na nie... ROBISZ TO DLA SIEBIE, więc podejdź do tego po prostu na luzie.😀

POWODZENIA! 

A1, B2 CZY C1? POZIOM ZNAJOMOŚCI JĘZYKA OBCEGO - SKOŃCZ PROSZĘ W KOŃCU Z TĄ OBSESJĄ

W tym poście chciałabym się odnieść do klasyfikacji znajomości (kompetencji językowych) języka obcego według Europejskiego Systemu Opisu Kształcenia Językowego, ESOKJ (ang. Common European Framework of Reference for Languages, CEFR) i tego dlaczego źle to pojmujemy.

Klasyfikację przyjęła Rada Europy, wprowadzając sześć poziomów oznaczonych wielką literą i dodatkowo cyfrą: 

A1 – początkowy/początkujący, 

A2 – podstawowy/przed średniozaawansowanym, 

B1 – niższy średniozaawansowany, 

B2 – wyższy średniozaawansowany, 

C1 – zaawansowany, 

C2 – biegły/profesjonalny. 

Z czego poziom A1 odpowiada najmniejszej biegłości, a poziom C2 – największej.

Tyle tytułem wstępu. A teraz do sedna.

Po pierwsze przedstawiona powyżej klasyfikacja jest SZTUCZNYM podziałem (w końcu jakoś trzeba było ustandaryzować poziomy znajomości języka, stworzyć jakiś ogólny punkt odniesienia) - i dobrze! Jeśli podejdziemy do tego zdroworozsądkowo z nutą dystansu to wręcz świetnie.

Niestety, wiele osób wcale nie podchodzi do tego tak lekko... Dlaczego?

Po pierwsze jesteśmy przyzwyczajeni do standaryzowanych książek do nauki a one przecież są określone A1, A2, B1, etc. Poza tym przecież zdajemy certyfikaty FCE, CAE, IELTS, które także wpisują się w przedstawioną powyżej klasyfikację. ALE! To, że przerobimy jakąś tam książkę - nieważne czy w szkole, czy na kursie czy samemu, to nie oznacza wcale, że jesteśmy na poziomie tego podręcznika (!). Nie da się wpakować całego poziomu języka (obojętnie czy z półki A, B czy C) do 1 książeczki, która na dodatek składa się z zadań abcd czy uzupełniania luk. I tym sposobem przechodzimy do punktu drugiego. 

Po drugie mamy często mylne wyobrażenia na temat tychże poziomów. W oczach większości osób wygląda to mniej więcej tak: poziom A jest utożsamiany z umiejętnością przedstawienia się, liczenia w języku obcym, znajomości podstawowych przymiotników (old, new, nett, gut) i nazw dni tygodnia. Z kolei średniozaawansowany to już coś więcej niż poziom A, wtedy człowiek nawet sobie jakoś radzi, coś tam mu się myli a poziom zaawansowany to w ogóle level master i trzeba totalnie wymiatać. "Wiadomą" sprawą jest, że w sumie to się do poziomu C nie umie mówić, bo albo "nie trzeba" (grrrr!). Bo przeca to za niskie poziomy żeby trzeba było płynnie mówić... Oczywiście podpuszczam Was! Wiem, że wiele osób tak myśli bo i ja kiedyś też tak myślałam... I've been there, done that... A tymczasem muszę wyprowadzić Was z błędu, skoro i mnie kiedyś olśniło...

Płynnie mówić powinniśmy być w stanie na każdym poziomie zaawansowania! Tak, na podstawowym również! Ba! Na każdym poziomie powinno się być w stanie rozmawiać w zasadzie na każdy temat! Weźmy sobie coś całkowicie bazowego, jak umiejętność mówienia o sobie:

Na poziomie podstawowym mówienie o sobie w jakimkolwiek języku będzie wyglądało mniej więcej tak: ,,Mam na imię XYZ. Lubię sport. Nie lubię jabłek. Mój ulubiony kolor to zielony. Mam kota. Nienawidzę sprzątać." 

Z kolei na poziomie np. C1 będzie to wyglądać mniej więcej tak: "Mam na imię XYZ, ale przyjaciele nazywają mnie ZXY. Mam alergię na sierść, więc niestety nie mogę mieć żadnego zwierzątka domowego, nad czym bardzo ubolewam. Uwielbiam podróżować w nieznane zakątki świata, mimo że nie znoszę sportu i chodzenia po kilka godzin dziennie. Nienawidzę sprzątać i za każdym razem jak widzę stos brudnych naczyń do zmywania to mam ochotę je potłuc. Interesuję się inwestowaniem w nieruchomości, ponieważ uważam, że to najbezpieczniejsza forma oszczędzania. Póki co takie bajońskie sumy są poza moim zasięgiem, ale czas pokaże... Myślę sobie, że gdybym miał dużo pieniędzy, to na pewno bym nie pracował tylko surfował na Bali."

Powyższe przykłady to oczywiście mój słowopotok i wodze fantazji, ale zapewne dostrzegasz różnice pomiędzy dwoma wersjami. Jednakże wspólny mianownik to "umiejętność wypowiedzenia się o sobie" - zarówno na A1 jak i C1.

Po trzecie jeśli uczysz się języka porządnie i efektywnie to na pewno w jakimś stopniu korzystasz z materiałów autentycznych lub konwersujesz sobie z native'ami. Jeśli tak jest (a chyba innej drogi nie ma), to tak naprawdę nie wiesz za bardzo na jakim poziomie języka jesteś. Artykuł z Daily Mail czy wywiad z Danielem Craigiem nie są zazwyczaj opatrzone nagłówkiem CEFR (tej skali językowej). Otaczasz się żywym językiem, nabierasz intuicji językowej, zaczynasz myśleć w tym języku, stajesz się pewniejszy siebie. Jeśli uczysz się w taki sposób już przez dłuższy czas to tym bardziej tracisz grunt pod nogami, nie potrafisz oszacować swojego poziomu i... bardzo dobrze! Bo to łączy się z:

Po czwarte - przy szacowaniu poziomu liczą się umiejętności PRZEDE WSZYSTKIM aktywne a nie tylko bierne! To, że umiesz wpisać III formę czasownika w lukę, zrozumieć jakiś artykuł, nie oznacza wcale, że równie płynnie napiszesz maila do klienta czy nawet kumpeli albo zaliczysz small talk z kelnerem o pogodzie i o tym który rodzaj frytek jest lepszy i jak amerykańskie ziemniaczki komponują się z wege sałatką będącą specjałem w restauracji do której pójdziesz. Ba! Ukończenie kursu standaryzowanego, na którym się nie pisze i nie mówi, spowoduje, że nawet nie kupisz biletu pociągowego w jedną stronę do miasta B. Bo zje Cię stres, bo masz barierę, bo nigdy takiego zdania samodzielnie nie skleciłeś więc jak w stresującej sytuacji i bezpośredniej konfrontacji z nativ'em (i żywym językiem) miałbyś być w stanie to zrobić? To nie przytyk, tylko próba zmuszenia osoby, które czytają tego bloga do refleksji. Czasem po prostu lepiej nie wiedzieć jaki ma się poziom, ale naprawdę skupić wysiłki na to, co w języku najbardziej istotne - czyli umiejętności komunikacyjne :). 

Po piąte - albo mamy tendencję do zaniżania albo do zawyżania własnych umiejętności. Poza tym trochę zaprzeczę temu co napisałam powyżej -  nie musimy umieć się wypowiedzieć na każdy pojedynczy temat. W języku ojczystym przecież też nie zawsze mamy wyrobioną opinię co do danej kwestii. Przykładowo ja jestem całkowicie antysportową osobą - nie znoszę, nie interesują mnie i omijam szerokim łukiem wszystko co związane ze sportami drużynowymi. Nie wiem o co w tym chodzi, nie rozumiem czym tu się pasjonować, więc tym bardziej się o nich z sensem nie wypowiem ani po polsku, ani w żadnym innym języku. I mam prawo tak mieć, Ty też ;). Jednakże na główne tematy jestem w stanie się wypowiedzieć bez problemu - np. na temat moich zainteresowań, moich planów, mojego dzieciństwa, ochrony zdrowia, zmiany, systemu edukacji, polityki, psychologii, sztuki, społeczeństwa, podroży itd.

I na koniec- czasem też po prostu mamy gorszy dzień i łapiemy się za głowę jak słyszymy jak fatalnie akurat dzisiaj nam się język plącze a wczoraj szliśmy jak burza i.. to się zdarzyć może na każdym poziomie, bo nie jesteśmy robotami a zwoje mózgowe też czasami się przepalają. Gdybyśmy w takim dniu mieli sprawdzany poziom języka, wyszedłby nam zapewne niższy niż w rzeczywistości.

Dlatego prośba ode mnie - przestańcie z tą obsesją na punkcie literki połączonej z cyferką, która rzekomo ma odzwierciedlać Wasz poziom języka. Jasne, starajcie się rozwijać, pracować regularnie i czerpać frajdę z odkrywania nowego języka. Monitorujcie też sytuację - można przecież od czasu do czasu albo zrobić jakiś test (żeby totalnie orientacyjnie, tak mniej więcej wybadać sytuację) albo jeśli naprawdę potrzeba Wam takiego oszacowania (Waszego poziomu języka)- możecie tym celu umówić się na konsultację podczas której doświadczony lektor pomoże Wam to stwierdzić i np. da Wam wskazówki nad czym powinniście popracować. 

Jednakże dobrze by było żeby te poziomy CEFR nie były celem samym w sobie a już na pewno żeby nie działały na Was demotywująco! 😀

Powodzenia z nauką!